czwartek, 30 czerwca 2011

Obrus, czyli czy wiemy co kupujemy.

Pięknie przybrany stół, to marzenie każdej pani domu.
Dziś do dyspozycji mamy wszelkiej maści obrusy i serwetki, gładkie i wzorzyste, tanie i drogie.
Kiedy zaglądam do sklepów zajmujących się sprzedażą bielizny stołowej, część mnie zachwyca, ale część wprawia w konsternację.
Byłam ostatnio w dużej galerii handlowej. Piękny sklep, widać właściciel zna się na rzeczy. Tuż przy wejściu ogromna reklama, mówiąca o wyjątkowej okazji: "Ręcznie robione obrusy i serwetki w bardzo dobrej cenie". No taka reklama zachęci każdego! Panie wyrywały sobie z rąk trofea.
To co zobaczyłam wprowadziło mnie w osłupienie! Każda jedna rzecz to maszynówka, z nici pośledniejszego gatunku. Wyglądało to wszystko jak by ktoś przywiózł wór łachów ze "Szmateksu". Ale to nie wszystko, ceny...Obrus 100 cm x 150 cm kosztował 20 zł! Ja się pytam, skąd taka cena?!
Nawet jeśli odliczyć marże poszczególnych pośredników, i nawet jeśli ten obrus faktycznie był ręcznie robiony, to jak się ma ta cena do faktycznego czasu pracy?
Z doświadczenia wiem, że taki obrus to około trzech tygodni ciężkiego dziergania..
Faktem jest też, że można na rynku za podobną cenę kupić robione ręcznie obrusy przez Chinki. Kiedyś kupiłam taką serwetkę, dla sprawdzenia  i po pierwszym praniu nadawała się tylko do śmieci.
Konkluzja brzmi: warto wydać więcej pieniędzy na rzecz, która spełnia wszelkie normy jakościowe (posłuży nam parędziesiąt lat) i będziemy wiedzieć, że faktycznie jest ręcznie robiona.




środa, 29 czerwca 2011

Haft krzyżykowy czyli, nieświęte obrazki

Kiedy myślę o hafcie krzyżykowym, jawią się przede mną stosy świętych obrazków, dziecięcych dodatków lub słoneczników Van Gogha dostępnych w każdej pasmanterii. A przecież jest to haft, którym można malować jak pędzlem. Tworzyć unikatowe dodatki do naszego wnętrza i mieć z tego ogromną przyjemność.
Pierwszy raz kiedy pomyślałam o przeniesieniu tej tradycyjnej metody do naszych nowoczesnych wnętrz, przyszły mi do głowy poduszki. Poszewki, które kupujemy w sklepach są prawie identyczne. Wszystkie w takim samym stylu i kolorach, a przecież igłą możemy wyczarować dowolny wzór w dowolnej kolorystyce.
Kiedyś wpadła mi w ręce  książka o stylowych angielskich wnętrzach, te poduszki, które tam zobaczyłam olśniły mnie. Piękne, unikatowe, na wskroś klasyczne, o różnych wielkościach, kształtach i kolorystyce.
Postanowiłam wtedy, że przyjrzę się bliżej tematowi.  Zaprojektowałam trzy poduszki, praca nad nimi pochłonęła mi dwa miesiące życia.
Czy warto było? Jestem z nich bardzo dumna:)


 



Następnym etapem mojego myślenia o hafcie krzyżykowym były obrazy. Ale te jak pisałam już wyżej, wszystkim wychodzą bokiem. Postanowiłam spojrzeć na nie pod innym kątem. Potraktowałam igłę jak pędzel. Określiłam wymiar - nie kartki A4, ale duży, taki jak lubię :)
Obraz który wybrałam do pracy, miał pasować do wnętrz dzisiejszego świata, ale być niezobowiązujący tematycznie. Lawrance wydał mi się odpowiednim malarzem. Popracowałam nad interpretacją - bo to musiał być mój obraz.
Została mi jedna rzecz co z nim dalej - czyli oprawa (klasyczna, czy nowoczesna). Dziś obrazy można wieszać w ozdobnych lub prostych ramach, ale można i bez. Mój obraz taki będzie - bez ram.






wtorek, 28 czerwca 2011

Kolor w oknie, czyli przełamujemy stereotypy

Od lat zajmuję się aranżacją wnętrz i wytwarzaniem przedmiotów do niej i od lat mam ten sam problem: kolor w oknie, czy klasyczna biel?
Staram się przemycać kolor, by udowodnić, że okno jest częścią wystroju naszego wnętrza.
Kiedy mamy jasne, przestronne pomieszczenie, z dużym oknem od południa, nie ma przeszkód by naszą kolorową firanką lub zazdrostką dodać oknu szczypty pikanterii, ciekawego akcentu lub zwyczajnie wyróżnić okno wśród innych.
Kiedy mamy małe, ciemne okno w ponurym miejscu nasz kolor może to pomieszczenie rozjaśnić, a odpowiednio dobrane sploty nie przeszkodzą promieniom słońca wpadać do wnętrza.




Biała firanka lub zazdrostka pasuje do klasycznego wnętrza choć i tu namawiam na przełamanie stereotypu.


Biel, czy kolor? Zostawiam Waszej ocenie.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Szydełko, czyli jak babcia nauczyła mnie dziergać.

Moją babcię pamiętam od zawsze z drutami lub szydełkiem w rękach. Fascynowała mnie. Godzinami siedziała przekładając oczka. Nigdy nie wiedziałam kiedy, nagle rodził się sweter, garsonka lub obrus.
Nauczyła mnie swojej sztuki, kiedy miałam około 10 - 11 lat.
Pierwszą spódnicę zrobiłam dla siebie w VI klasie szkoły podstawowej na szydełku. Proste paseczki błękitno granatowe, ale nikt takiej nie miał! A duma, że zrobiłam ją sama rozpierała mi pierś :)
Od tamtej pory robiłam swetry, których zazdrościły mi koleżanki, kamizelki i szale. Sprawność manualna pozwoliła mi rozwijać swoje pasje, nauczyłam się haftu i trudnej sztuki heklowania, ale to babcia na zawsze pozostanie dla mnie wzorem.
 Pamiętam, jak w podeszłym wieku cierpiała na potworne bóle ramion, które nie pozwoliły jej utrzymać filiżanki, ale na malutką serwetkę zawsze miała siłę. Ta pasja, której poświęciła się do ostatniego dnia przeszła na mnie, podtrzymuję tradycję domu, w którym to kobieta potrafi zrobić właściwie wszystko aby dom wyglądał ciepło, przytulnie i zupełnie inaczej.